„Żeby siebie dać, trzeba siebie mieć” (M. Rosenberg)
Doświadczenie gromadziłam przez kilkanaście lat pracy w różnych miejscach i rolach. Uczestniczyłam w dyskusjach na temat wprowadzania zmian, potem wraz ze współpracownikami je wdrażałam. Po każdym awansie na pozycję liderki, a szczególnie po wygranym konkursie na stanowisko dyrektorskie , zastanawiałam się, czy zaczynać od rewolucyjnego wprowadzenia ważnych dla mnie wartości, czy od wzmocnienia relacji i wzajemnego zaufania. Jedna z bliskich mi osób powiedziała, że zaufanie wiąże się z budowaniem kultury przyjaznej popełnianiu błędów i myleniu się na drodze kreatywnych poszukiwań. Prof. Sztompke definiuje zaufanie jako „zakład ze samym sobą na temat niepewnych przyszłych działań innych ludzi”. Dla mnie zaufanie jest o poczuciu wolności i byciu w bezpieczeństwie, że kiedy się pomylę, to nie zostanę sama, że wesprą mnie osoby, którym ufam. Zaufanie w relacjach nie pojawia się ot tak z chwili na chwilę. Jest to proces wewnętrzny jednostki, na który wpływają doświadczenia i przekonania. Wchodzenie w relację z zaufaniem wymaga poczucia bezpieczeństwa i czasem dużo cierpliwości. Jednym przychodzi to łatwiej, inni potrzebują więcej czasu.
W jakiej kulturze organizacyjnej firmy zaufanie wzrasta? Na początku każdej mojej drogi liderskiej zadawałam sobie to pytanie i intuicja podpowiadała mi, żeby najpierw zadbać o wzmocnienie otwartości, swobody, wzajemnej dostępności, sprawczego współdziałania i empatię. To dobra baza do przeprowadzania głębszej transformacji na poziomie organizacyjnym. Zastanawiałam się, co zrobiłabym, gdybym miała nieograniczone możliwości finansowe. Jak wówczas zadbałabym o zespół? Och! Jedynym ograniczeniem mogła być moja wyobraźnia, a że z tą u mnie dobrze, to generowałam pomysły. Jakby to było pięknie całemu zespołowi zafundować wyjazdowe warsztaty w interesującym miejscu albo jakiś grupowy trening wzmacniania kreatywności i zaufania do siebie. A może coaching indywidualny… Albo coaching indywidualny i jeszcze grupowy, i jeszcze warsztaty kreatywności poprowadzone przez jakąś ogólnopolską firmę. Albo, co tam, międzynarodową firmę! Ale jak, skoro w instytucjach kultury większe środki na doskonalenie i rozwój są możliwe tylko w ramach grantów i projektów (i całe szczęście to się czasami dzieje). Kiedy jednak zdałam sobie sprawę, z czym zaczynam (budżet!!!), zdecydowałam zacząć od autorskich form wsparcia podległych liderów. Postanowiłam wzmocnić zaufanie każdego z nich do siebie samego. Dla mnie zaufanie do siebie to znajomość siebie, swoich potrzeb, jasność co do swojej wartości, przekonanie, że ja jako człowiek mam wartość, mam prawo o tę wartość dbać, mam prawo wyrażać oczekiwania; odmawiać, prosić, komunikować potrzeby; to czucie, że wszystko ze mną w porządku i że świat jest dla mnie bezpiecznym miejscem. Liderom zaufanie do siebie pozwala ugruntować umiejętności budowania zaufania w swoich zespołach. Widziałam w tym szansę na odbudowanie wzajemnych zasobów zaufania w relacjach pomiędzy wszystkimi pracownikami, działami w organizacji i we współpracy z partnerami/kontrahentami zewnętrznymi.
Czy jest jakaś uniwersalna metoda, dzięki której usprawniamy umiejętność liderów do budowania zaufania wokół siebie i w sobie? Uniwersalnej nie ma, ale jest coś takiego jak stworzenie atmosfery przyjaznej dla uczenia się z możliwością popełnienia błędów. Błędy to najbardziej wartościowa inwestycja każdej firmy. One pokazują nam, co możemy zrobić lepiej. Błąd i przestrzeń na błąd to pokazywanie, w których obszarach możemy być jeszcze lepsi. Kiedy popełniamy błąd, wychodzi najwięcej wskazówek na przyszłość. Zaczęłam więc od poprawiania strefy komfortu samych liderów poprzez pogłębianie ich pewności siebie. Obdarzyłam zaufaniem i wspierałam. Skupiłam się na tworzeniu przyjaznej kultury emocjonalnej, w której rozkwita kreatywność i dzięki temu wzrasta efektywność. Starałam się stworzyć przestrzeń dialogu, w którym jest miejsce na: komunikowanie potrzeb, odmawianie, proszenie, niezgadzanie się ze strategią, dobrowolność przede wszystkim w relacjach ze mną jako dyrektorką. Na każdym kroku próbowałam się otwierać na ludzi, zauważać postęp, gratyfikować, doceniać i wcale niekoniecznie przez „rozdawanie kasy”, ale przez poprawianie warunków pracy, zwiększanie poczucia bezpieczeństwa, pomaganie w wychodzeniu z kłopotów życiowych, elastyczność, rozmowy. Co to oznaczało w praktyce? Chodziło o to, by otworzyć się na trudne pytania, słuchać i nie tylko nie lekceważyć bieżących symptomów trudności, ale zrobić przestrzeń na ich ujawnienie poprzez zadawanie pytań: „Dlaczego Ci na tym zależy?”, „Co chcesz w ten sposób osiągnąć?”, „Co jeszcze chcesz osiągnąć?”, „Dlaczego chcesz to osiągnąć?”, „Czego najbardziej chcesz uniknąć?”, „Dlaczego chcesz tego uniknąć?”, „Na co nie chcesz się narazić wybierając tę ścieżkę?”. Swoją autentycznością i odsłanianiem się chciałam pokazywać, że nie musimy być zakładnikami lęku przed spotkaniem z drugim człowiekiem. Jakość spotkania zależy od tego, z jakimi zasobami w nie wejdziemy. W tej chwili ze znacznie większą swobodą wykazujemy się rezultatami i otwarcie prowadzimy rozmowy o efektach naszej pracy.
Brene Brown w książce „Odwaga w przywództwie” proponuje zestaw zachowań składających się na ZAUFANIE:
granice – szanujesz swoje granice, a jeśli nie wiesz, czy coś jest w porządku, to pytasz i jesteś gotów powiedzieć „nie”;
rzetelność – dotrzymujesz danego słowa; masz świadomość własnych kompetencji i ograniczeń, więc nie składasz obietnic bez pokrycia; wywiązujesz się z podjętych zobowiązań i potrafisz pogodzić sprzeczne priorytety;
odpowiedzialność – przyznajesz się do błędów, przepraszasz i naprawiasz wyrządzoną krzywdę;
skarbiec – nie udostępniasz nikomu informacji czy doświadczeń, których nie masz prawa udostępniać; muszę mieć pewność, że to, co ci powierzyłam w tajemnicy, pozostanie tajemnicą, a ty nie przekazujesz mi żadnych informacji o innych ludziach, które powinieneś zachować tylko dla siebie;
spójność – przedkładasz odwagę nad wygodę, a względy słuszności mają dla ciebie większe znaczenie niż dobra zabawa, szybkość czy łatwość działania; nie tylko wyznajesz wartości, ale też je praktykujesz;
nieocenianie – mogę cię poprosić o to, czego potrzebuję, a ty możesz poprosić o to, czego potrzebujesz; możemy porozmawiać o swoich uczuciach bez oceniania.
hojność – zamiary, słowa i działania innych ludzi interpretujesz w możliwie najbardziej hojny dla nich sposób.
Mnie zdarza się, że wolę poruszać się wśród zagadnień „bezpiecznych” i dobrze mi znanych. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy coś z zewnątrz ogranicza moją strefę komfortu. Doceniam doświadczenia, które pozwalają mi usprawniać i wypracowywać narzędzia uniezależniające odczuwanie strefy komfortu od czynników zewnętrznych. Jakie Twoje przekonania wiążą się z zaufaniem?
Genialny tekst.
Jestem zmotywowana po takim mocnym komentarzu! Dziękuję i zachęcam do podzielenia się tekstm z osobami, które zarządzają lub będą zarządzać. Zapraszam do współpracy.
Pięknie napisany tekst. Daje motywację do przemyśleń, a tym więcej do działania.
Pani Izo, miło mieć w Pani czytelniczkę. Cieszę się, że tekst Panią zainspirował i dziękuję za pozostawienie komentarza.
Pani Lidio, szacun. Przepracowałem w korporacji prawie 20 lat i wiem jak trudno być dobrym liderem. Nie mniej robiłem wiele żeby moi podwładni mieli do mnie zaufanie. Rozmowa, zachęta w postaci poprawienia warunków pracy, zwykłe ludzkie wysłuchanie, czy pochwalenie za dobrze wykonane zadanie. Nie tylko kasa motywuje człowieka. Czy to mi się udało? Na pewno nie we wszystkich przypadkach. Ale i tak uważam że było warto. Pozdrawiam. Czarek Krasowski
Panie Czarku, to ja chylę czoła przed Panem. 20 lat w strukturach korporacyjnych przyniosło zapewne mnóstwo doświadczeń w obszarze zarządzania zarówno sobą, jak i ludźmi. Z przyjemnością posłucham o tym więcej. W tym, co Pan napisał po wyrażeniu wątpliwości: „uważam, że było warto” słyszę docenienie i cieszy mnie to, bo warto zrobić na nie miejsce. Nie na wszystko mamy wpływ, nie każdy rezultat jesteśmy w stanie przewidzieć, po prostu… Ja sobie ciągle o tym przypominam i powtarzam, że prawdziwa przynależność będąca podstawą dobrej współpracy ma miejsce tylko wtedy, gdy jako liderzy odsłaniamy nasze autentyczne, niedoskonałe oblicze, bo nasze „poczucie przynależności” nigdy nie może być większe niż poziom naszej samoakceptacji. „Mała codzienność” nas testuje i sprawdza. Dziś dosłownie miałam jeden z małych testów – test z „hojności” w interpretowaniu rzeczywistości. To te małe testy pracują na ogólny wynik. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia w kolejnej współpracy już niebawem.
Sam proces budowania zaufania i poczucia bezpieczeństwa między grupami „zależnych” lub współpracujących ze sobą ludzi, szczególnie w miejscu pracy, to temat niezwykle złożony. Budowanie sprzyjającej atmosfery do pracy i rozwoju w zależności od stopnia wrażliwości, wcześniejszych doświadczeń zawodowych i prywatnych, pozycji w hierarchii w danej grupie oraz naturalnego poziomu komunikatywności każdego pracownika z osobna, może być nie lada wyzwaniem.
Zadanie może być tym bardziej skomplikowane, jeśli osoby tworzące zespól są z rożnych grup: społecznych, etnicznych, kulturowych etc. Dochodzi jeszcze kwestia charakterów, ambicji, stref komfortu i wiele innych czynników.
Wydawałoby się czasem, że ilość warunków koniecznych do spełnienia oraz aspektów, które należy wziąć pod uwagę zaczynając budowanie przyjaznej przestrzeni między ludźmi, może skutecznie zniechęcić do robienia czegokolwiek. Z drugiej jednak strony, jeśli naprawdę mamy w planach pracować lub otaczać się daną grupą ludzi nieco dłużej, a tym bardziej sprostać założonym wyzwaniom i celom nie poświęcając poczucia spełnienia i satysfakcji każdego z osobna i wszystkich razem, warto zainwestować we wszelkie wysiłki. Ten proces może być długi, wręcz karkołomny, ale po przekroczeniu pierwszej linii mety, czeka zapowiedź wspaniałej, wieloletniej, owocnej współpracy i co najcenniejsze, nierzadko prawdziwej przyjaźni.
Życzę spełnienia, energii, wiary, sukcesu i finalnie wspaniałego zespołu:-).
Damianie, tak… absolutnie podobnie widzę złożoność tego zagadnienia i ogromną rolę wpływu wszystkich czynników, o których piszesz: wrażliwości, bagażu wcześniejszych doświadczeń zarówno prywatnych jak i zawodowych, poziomu komunikatywności, pozycji w firmowej hierarchii formalnej i, dodam, nieformalnej… Tym bardziej, że Instytucje kultury to miejsca, na pracę w których świadomie decydują się ludzie obdarzeni wysoką wrażliwością. To przekłada się na charakterystykę całego zespołu.
Na ratunek zwątpieniu, przed którym przestrzegasz, przychodzi cudowna wartość, która płynie z przekonania o mocy samoregulacji. To łączy się z myśleniem o ludziach w hojny sposób, czyli interpretowaniem ich zamiarów, słów i działań w możliwie najbardziej korzystny dla nich sposób. To sprawdza się nie tylko w środowisku zawodowym, ale i cudownie pomaga współistnieć z całym światem.
Dziękuję Ci za życzenia i wzmocnienie. Wszystkiego dobrego na Twojej ścieżce rozwojowej.
Również dziękuję ;P
Appreciation to my father who informed me concerning this web site, this webpage is really remarkable.
Thank you for the message. I’m happy that you found this text interesting. Could you write something more? I’m really interested in what areas of life this is useful for you.